I. Poziomkowy pieniądz. System, który nie potrzebuje faktury

Pomysł. Idea. Zamysł.
Zaczęło się od pytania, które brzmi naiwnie tylko w zabetonowanym świecie:
Czy można coś zrobić dla kogoś – i dostać coś w zamian – bez pieniędzy, bez przelewu, bez faktury i bez strachu?

Wyobraź sobie dwóch ludzi.
Jeden umie naprawić rowery, drugi piecze chleb. Żaden nie ma konta z dużym saldem, ale obaj mają czas, umiejętności i chęć.
Jeden mówi:
„Napraw mi rower, a dam ci bochenek.”
Drugi mówi:
„Daj spokój, to tylko rower.”
A potem i tak się wymieniają.

Nie potrzebują regulaminu, platformy ani zatwierdzenia z urzędu. Potrzebują tylko czegoś, co dziś uchodzi za luksus:

zaufania.

To nie jest rewolucja.
To powrót do relacji sprzed przeliczalności.
Do świata, w którym wdzięczność nie musi być w systemie księgowym, a uznanie nie wymaga potwierdzenia przelewem.

Ale właśnie dlatego ten świat dziś nie istnieje oficjalnie. Bo tam, gdzie nie ma ceny, system nie wie, co z tym zrobić.
A jeśli nie wie – zaczyna się bać.

Poziomkowy System zrodził się nie po to, by budować coś nowego, tylko by uratować coś starego, co jeszcze w nas nie zginęło. Nazwaliśmy to „poziomką”, bo nie przypomina złotówki. Nie da się jej zgromadzić. Nie da się jej przewalutować.
Ale można ją dać – i można ją dostać – bez wyciągania portfela, tylko z wyciągniętym sercem.

To nie system. To znak.
Że coś się wydarzyło między ludźmi – i że to się liczy.
Nawet jeśli państwo nie zauważyło.

II. Systemy, które działają. Ale nie tu.

Takie systemy istnieją. I mają się dobrze (byle nie w Polsce)

Nie wymyśliliśmy tego.
Nie jesteśmy pierwszymi, którzy pomyśleli, że ludzie potrafią się dogadać bez faktury VAT.
W różnych częściach świata takie systemy działają, rozwijają się i nikomu nie grozi za to kara grzywny.
Bo tam, gdzie człowiek jest ważniejszy niż dokument, wymiana może być oparta na zaufaniu, a nie na potwierdzeniu księgowowym.


🇧🇷 Banco Palmas – Brazylia

Zaczęło się od biedy. I od pomysłu, że bieda nie musi oznaczać bezradności.
W dzielnicy Conjunto Palmeiras, w brazylijskiej Fortalezie, ludzie stworzyli własny bank.
Nie po to, żeby robić konkurencję systemowi finansowemu, ale żeby wreszcie coś w ich życiu zaczęło działać.

Bank Palmas nie daje kart kredytowych.
Daje zaufanie, mikrokredyt i lokalną walutę, którą można płacić tylko w ich dzielnicy.
I wiesz co? To wystarczyło.
Obrót wzrósł, bezrobocie spadło, a poczucie godności wróciło szybciej niż brazylijska inflacja.


🇲🇽 Túmin – Meksyk

W Espinal ludzie też nie mieli pieniędzy. Ale mieli owoce, czas, ręce i pomysły.
I wtedy pojawił się Túmin – waluta, której nikt nie uznaje poza nimi samymi.
Ale to wystarczyło, żeby uruchomić wymianę między tymi, których rynek dawno uznał za zbędnych.

Tam dostajesz katalog:
kto co potrafi, co oferuje, co możesz dostać i co możesz dać.
Nie ma reklam. Są ludzie.
Nie ma przelicznika do dolara.
Jest tylko wartość, która istnieje, dopóki ktoś patrzy ci w oczy.


🇰🇪 Sarafu-Credit – Kenia

Gdy nie masz nic, to nie możesz kupić nic.
Ale w Kenii wymyślili coś innego: cyfrową walutę wspólnotową, działającą nawet przez SMS.
Każdy dostaje limit startowy.
Możesz nim „zapłacić” za jedzenie, usługę, pomoc.
To działa. Bez gotówki. Bez banku. Bez strachu.

Bo system nie zawsze potrzebuje finansowego zabezpieczenia. Czasem wystarczy, że nie potrzebuje twojej krwi.


🇺🇸 BerkShares – USA

A jeśli myślisz, że tylko „biedne kraje” robią takie rzeczy, to Massachusetts cię wyprowadzi z błędu.
Tam ludzie postanowili używać własnej lokalnej waluty – BerkShares – wymienialnej na dolary.
Ale tylko u lokalnych przedsiębiorców.

To nie było „oszustwo walutowe”. To był głos: chcemy, żeby pieniądz został u nas.
Nie w Amazonie. Nie w korpo. U nas – w piekarni, u szewca, w księgarni.


🌐 Time Banking – cały świat, trochę Polska

To najbliżej tego, co można jeszcze zrobić legalnie.
Wymieniasz czas na czas.
Godzinę twojej pracy za godzinę czyjejś obecności, korepetycji, naprawy, rozmowy.
Bez pieniędzy. Bez prowizji. Bez chciwości.

To działa, bo nikt tu nie zarabia.
Każdy tylko oddaje to, co potrafi – i dostaje to, czego potrzebuje.
U nas też próbowano. W Warszawie, w małych miastach, w fundacjach.
Nie przebiło się. Ale ślad został.


Wspólny mianownik wszystkich tych inicjatyw?
Ludzie byli ważniejsi niż przepisy.
Wartość była oparta na relacji, a nie na fakturze.
Nie było indeksów giełdowych, ale było:

„Widzę cię. Potrzebujesz czegoś? Zrobię to, co mogę.”

To nie są systemy, które zmienią świat.
Ale to są systemy, które utrzymają świat przy człowieczeństwie, kiedy ten już przestaje działać.

III. Utopia? Owszem. Ale niech spróbują przeszkodzić.

Utopia? Owszem. Ale przy dobrej woli polityków….
(Gabryjel co ty paliłeś? )

Wyobraź sobie, że polityk nie mówi „kto za to zapłaci?”, tylko:

„Jak to zrobić, żeby nie przeszkadzać?”

Wyobraź sobie ustawodawcę, który nie sprawdza, czy można to opodatkować, tylko czy to komuś naprawdę pomaga.

I co się okazuje?
Że System Poziomkowy nie musi być wcale rewolucją.
Nie trzeba zmieniać Konstytucji.
Wystarczy zmienić parę linijek w ustawie o pożytku publicznym i przestać traktować każdą wymianę ludzką jak transakcję.


Co by trzeba było zrobić?

  • Wprowadzić do języka prawnego pojęcie „wymiany uznaniowej”
    czyli takiej, w której nie występuje zobowiązanie finansowe, a tylko akt dobrowolnego przekazania wartości bez przelicznika.
  • Zdefiniować „jednostkę uznaniową” jako coś, co:
    • nie jest walutą,
    • nie jest środkiem płatniczym,
    • nie podlega wymianie na złotówki,
    • nie wywołuje obowiązku podatkowego.
  • Zezwolić stowarzyszeniom i fundacjom na prowadzenie takich systemów, pod warunkiem jawności, dobrowolności i braku wartości rynkowej.
  • Wyłączyć takie działania spod podatków dochodowych i VAT, jeśli nie ma przelicznika i nie występuje dochód.
  • Dać gminom narzędzie, żeby mogły prowadzić programy wymiany uznaniowej – tak samo, jak mogą wspierać biblioteki, orkiestry czy domy kultury.

I co najważniejsze:

Nie trzeba tworzyć nowego systemu.
Wystarczy, że państwo się cofnie o pół kroku.
Niech nie kontroluje wszystkiego.
Niech nie mierzy wszystkiego.
Niech zostawi kawałek przestrzeni dla dobra, którego nie da się wycenić.

To nie jest zagrożenie dla systemu.
To jest szansa na to, żeby ludzie nie zniknęli pod systemem.

Ale wiadomo.
To wymaga jednej rzeczy, która występuje rzadziej niż meteoryt nad Pcimiem Dolnym:
Dobrej woli polityków.

IV. Dlaczego u nas to nadal utopia

Domniemanie przychodu zamiast niewinności
Jeśli coś wymienisz, urząd może uznać, że miałeś z tego dochód.
Nawet jeśli nie zarobiłeś ani złotówki.


Każda pomoc może być zinterpretowana jako usługa
Rosół dla sąsiada? Remont za przysługę?
To barter.
A barter to obowiązek podatkowy.


Fiskus nie rozumie relacji – tylko transakcje
Nie pyta o kontekst. Pyta o wartość rynkową.
Emocje się nie amortyzują.


Usługi sąsiedzkie są reglamentowane absurdalnie niskim progiem dochodu
Zgodnie z ustawą o pomocy społecznej, zorganizowana (i legalna) sąsiedzka pomoc przysługuje tylko osobom, których dochód nie przekracza:

  • 1010 zł (osoba samotnie gospodarująca),
  • 823 zł na osobę w rodzinie.

To realnie oznacza, że większość emerytów, osób niepełnosprawnych czy samotnych rodziców — odpada.
Mają za dużo, żeby pomóc im legalnie.
Za mało, żeby zapłacić za komercyjne usługi.

Są pomiędzy. Czyli: niewidzialni.


„Państwo polskie uważa, że jeśli masz 1020 zł na miesiąc, to jesteś już na tyle syty, żeby poradzić sobie bez niczyjej pomocy.
Czyli możesz opłacić rachunki, leki, jedzenie, i jeszcze podziękować sąsiadowi flaszką za zniesienie węgla z piwnicy.
A jeśli ktoś zrobi to za darmo, bez papieru – to w zasadzie powinniście obaj iść na przesłuchanie.”

To nie jest opieka społeczna.
To jest spektakl nędzy z rekwizytami z PRL-u.
Tyle że biletu nie kupujesz.
On się wlicza w czynsz, podatki i resztki godności.
System się obawia ludzi, którzy robią coś bezinteresownie.

Przykład?

Pani Zofia ugotowała rosół sąsiadowi, który pomógł jej z elektryką.
Uśmiech, gest, zwykła relacja międzyludzka.

Ale w teorii podatkowej?

  • koszt rosołu: 12,50 zł
  • wartość usługi: 150 zł
  • nierównowaga świadczeń: 137,50 zł
  • interpretacja: darowizna lub barter
  • wniosek: potencjalny obowiązek podatkowy

Witamy w kraju, w którym urzędnik może uznać, że mięso w zupie było dowodem rzeczowym.


Dlatego w Polsce nie ma miejsca na poziomkowe środki ludzkich gestów.
Nie dlatego, że są śmieszne.
Nie dlatego, że są bez sensu.
Tylko dlatego, że są bezpieczniejsze niż złotówki – i właśnie to budzi lęk.

System, który nie da się kontrolować, jest zagrożeniem
nawet jeśli jego jedynym celem jest przywracanie godności.


Ale najgorsze nie jest to, że tego nie wolno.
Najgorsze jest to, że człowiek już sam nie wie, czy może coś dać — bez strachu, że go za to złapią.

Bo jeśli za „dziękuję” trzeba się tłumaczyć,
to znaczy, że Państwo przestało być wspólnotą, a stało się systemem przeliczeń.

V. Co trzeba zrobić? Po prostu zacząć.

Co trzeba by zrobić, żeby to zmienić?

Poziomkowy Pieniądz to nie metafora.
To pieniądz wspólnotowy, który zastępuje złotówkę tam, gdzie ta się nie nadaje.

Nie działa na rynku.
Nie służy do gromadzenia kapitału.
Ale działa w obiegu — między ludźmi, którzy mają coś więcej niż gotówkę: czas, wiedzę, ręce i odruch serca.


Co trzeba zrobić?

1. Nazwać rzeczy po imieniu.
To nie „gest”.
To nie „dziękuję”.
To nie „notatka emocjonalna”.
To transakcja wspólnotowa.
To wymiana wartości między ludźmi, którzy wiedzą, że nie wszystko musi przejść przez bank.


2. Przestać udawać, że to nie istnieje.
Poziomkowy Pieniądz już funkcjonuje.
Nieformalnie. W zeszytach. W notatkach.
W rozmowach, których nie rejestruje KSeF.
Zamiast udawać, że tego nie ma —
uznajmy, że to się dzieje. I działa.


3. Zaprojektować to z głową.

  • Nominały Poziomek są ustalane lokalnie.
  • Wartość usług wyznacza wspólnota, nie algorytm.
  • Bilanse mogą się zerować, ale zaufanie zostaje.
  • Nie ma odsetek. Nie ma inflacji.
    Jest tylko ruch dobra.

4. Uchylić prawo – lub je obejść.
Jeśli ustawodawca nie da zgody – obejdziemy go.
Nie łamiąc prawa, ale konstruując system, który się w nim nie mieści.

  • Nie rejestrujemy działalności gospodarczej.
  • Nie używamy złotówki.
  • Nie pobieramy prowizji.
  • Nie składamy deklaracji VAT.

A jednak — działa.


5. Nie czekać. Zacząć.
Nie musimy błagać o legalizację.
Nie musimy iść do ministra z bukietem poziomek i prosić, żeby pozwolił ludziom być ludźmi.

Po prostu zaczynamy.
W jednej wsi.
W jednej dzielnicy.
W jednej wspólnocie.

I jeśli to zadziała tam —
to już nigdy nie będzie można powiedzieć, że się nie da.


📍 I na koniec:
Poziomkowy Pieniądz nie prosi o zgodę.
On się pojawia tam, gdzie człowiek jest ważniejszy niż kasa fiskalna.

Epilog

Poziomkowy Pieniądz nie czeka na zgodę.
Działa tam, gdzie ludzie chcą się wymieniać tym, czego system nie rozumie: czasem, gestem, obecnością.

Nie szukamy legalizacji.
Tworzymy alternatywę.
Nie dla zysku — dla przetrwania godności.

To nie rewolucja.
To instrukcja obsługi człowieczeństwa, gdy wszystko inne zawiedzie.


Poziomkowy Pieniądz nie jest walutą.
Jest językiem wymiany między ludźmi.
A jeśli chcesz wiedzieć, co na ten temat sądzą ekonomiści…