Wstęp — Po co to wszystko?

Nie chcę budować kolejnego pomnika informatyki, ani rozczulać się nad losem komputerowych pionierów w piżamach.

Piszę, bo fascynuje mnie coś prostego, lecz fundamentalnego: ludzka zdolność do myślenia abstrakcyjnego – ta osobliwa iskra, dzięki której pierwszy człowiek zostawił ślad na piasku, a ostatniemu pozwoli zostawić ślad w chmurze.

To nie jest kompletna kronika wynalazków, ani laurka dla genialnych wariatów. To opowieść o tym, jak abstrakcja rodziła się z potrzeby, z przypadku i niepokoju. Jak stawaliśmy się architektami własnej pamięci, budowniczymi protez dla umysłu, aż w końcu inżynierami systemów, które sami przestajemy rozumieć.

Chciałbym poprowadzić cię przez tę historię jak przez pole minowe i ogród botaniczny naraz:
Tutaj potykasz się o pierwszą naciętą kość, tam dostajesz w głowę „zerem” z Indii, potem wpadamy do kawiarni ze Stefanem Banachem, a na końcu rozmawiasz z lodówką, która wie, że masz depresję, zanim sam się zorientujesz.

To będzie skakanie po wiekach, epokach i kawiarniach; będzie o protezach pamięci, genialnych maniakach i matematyce, która raz była zaklęciem, a raz pałką do rozbijania świata. Nie wszystko da się wyjaśnić, lecz wszystko warto rozjaśnić.

Nie chodzi mi o to, żeby zrozumieć każdą maszynę czy wzór i nawet nie będę tego próbował.
Chodzi o to, żeby zobaczyć, jak daleko człowiek może polecieć na jednym promyku abstrakcji i ile po drodze zostawia śladów, znaków, gier, kodów i pomyłek.

Jeśli czasem poczujesz, że wszystko to już było albo że nic nie rozumiesz, znaczy, że idziemy w dobrym kierunku.
Ale jeśli na końcu uznasz, że ta historia była ci kompletnie do niczego niepotrzebna, to znaczy, że jesteś już gotowy na resztę świata.