
1. Na początku był Chaos.
Na początku nie było nic. I nawet to „nic” było za dużo. Było mniej niż zero. Była to Pierwotna Pustać, tak przejmująco pusta, że nawet pustka się jej wstydziła. A w centrum tego wszystkiego tlił się Pierwiastek Wszelkiego Późniejszego Zamieszania, czyli pierwotna potrzeba, żeby coś się w końcu zaczęło, choćby nie wiadomo, jak bardzo to nie miałoby sensu. Tak pojawił się Chaos.
Chaos był jak typowy bohater po trzech głębszych: niby nic nie robi, ale wszędzie zostawia po sobie ślady i zanim się obejrzysz, to nagle masz pół wszechświata i nie wiesz, skąd się to wzięło.
Był autogennym praprzodkiem wszystkiego, czyli praktykował partenogenezę: sam sobie matką, ojcem i szwagrem. Można to nazwać rozmnażaniem przez pączkowanie. Zaczynał buzować, robiły się bąble i z tych bąbli wyskakiwały całe bóstwa, światy i piekła. W ten sposób powstali:
–Erebos Pan Ciemności. Brat i kochanek Nyks. Ojciec wszystkiego, co można robić po ciemku i na co nie ma świadków.
–Nyks Noc. Pani ciemności. Z bratem Erebosem, spłodzili: Hypnos Sen, Tanatos Śmierć, Moiry Los, Nemezis Zemstę i całą masę innych ponurych postaci.
–Tartar Otchłań. Uosobienie najgłębszej otchłani, czyli boska piwnica. Tam wrzucano wszystko, co się nie udało, idealne miejsce do ukrywania rodzinnych tajemnic i niewygodnych dzieci. Sam był też ojcem różnych potworów.
–Gaia Ziemia. Bo ktoś musiał sprzątać po imprezie.
Chaos próbował kiedyś seksu z samym sobą, ale był zbyt chaotyczny i nie wiedział, gdzie ma co, więc powstał tylko Eros – popęd pierwotny. Zrodzony z Chaosu, ale jak każdy w tej rodzinie, nie wiedział dokładnie, kto go właściwie zrobił. Odpowiedzialny za to, że wiecznie wszyscy chcieli się z kimś bzykać.
Potem zaczęła się pierwsza generacja boskiej patologii. Zanim wymyślono policję, psychoterapeutów i kodeks rodzinny, każdy z każdym, bez wstydu, a kto chciał, ten zakładał własną dynastię. Wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa mitologia.
