Cezary. Kronika niedokończona

Intro

Nie miałem zamiaru tego pisać. Nie dlatego, że nie pamiętam, wręcz przeciwnie, pamiętam za dobrze. Tylko, że są to wspomnienia, które przez lata nosi się jak ciężki kamień w kieszeni. Nie chcesz się ich pozbyć, bo to twoja historia, ale też nie chcesz ich pokazywać, bo boisz się, że ktoś weźmie je do ręki i użyje przeciwko tobie.

Ta opowieść jest o przyjaźni. O takiej, która bywa śmiechem do bólu brzucha, włóczeniem się nad rzeką, atlasem świata rozłożonym na stole i planami podróży, których nigdy nie odbyliśmy. Ale też o przyjaźni, która musiała zmierzyć się z mrokiem większym, niż moglibyśmy wtedy unieść.

Piszę to, bo wiem, że bez tych rozdziałów nie byłbym tym, kim jestem. Bo chcę uporządkować pamięć, nadać jej kształt i rytm, zanim całkiem się rozsypie. I wreszcie dlatego, że Czarek – mój brat w przygodzie – zasługuje na to, by nie zniknąć w niedopowiedzeniach.

Te wspomnienia, to taki mały pomnik wzniesiony dla przyjaciela, który potrafił zamienić zwykły dzień w przygodę, a błahy szczegół w mit. Opowieść o nim to opowieść o nas wszystkich, którzy mieliśmy w młodości swojego Czarka – tego jednego, który uczył śmiać się głośniej, marzyć odważniej i ryzykować bardziej.

Chciałbym, żeby ten tekst brzmiał nie jak epitafium, ale jak echo śmiechu spod ruin zamku w Melsztynie. Żeby było w nim więcej światła niż ciemności. Bo choć finał tej historii nie należy do lekkich, to pamięć o Czarku wolę zostawić w kształcie, w którym zawsze był największy: z uśmiechem, półżartem, trochę wbrew światu, a zawsze po swojemu.

To jest kronika wspomnień, a każdy rozdział to osobna klisza.