List od Czarka (wyobrażony)

Czarka już nie ma. Ale czasem myślę, że gdyby przeczytał tę historię, usiadłby naprzeciwko mnie z tym swoim półuśmiechem i zamiast komentować poważnie, napisałby list. List, który nigdy nie powstanie, więc napisałem go sobie sam.

Cześć, stary obrzydliwcu,

Gabi, wyobraź sobie, że przeczytałem to wszystko. Całą tę twoją epopeję o Jeggerowie, sztruksach, atlasach i ruinach. Muszę ci powiedzieć: napisałeś to dobrze. Za dobrze. Za bardzo się starałeś, żeby mnie zrobić jakimś bohaterem literackim, a przecież wiesz, że byłem tylko błaznem z magnetofonem i parasolką twojej mamy. Ale okej, niech ci będzie – ja też bym to pewnie napisał, tylko bardziej błyskotliwie.

Ten garnitur ze sztruksu? No człowieku, wyglądałeś wtedy jak młody urzędnik od zszywaczy w ministerstwie smutku. Gdyby nie ja, roznieśliby cię na śmiechach w trzy sekundy. Parasolka w grochy, pamiętaj, że to była nasza flaga, a nie żaden „totem”. Ty z nią wyglądałeś jak Mick Jagger w deszczu. To ja ci dałem to imię. Pamiętaj, że jesteś mi coś winien.

A ta twoja „inicjacja” na ruinach? Mistyczna jedność z kosmosem? Daj spokój. Prawda jest taka, że trząsłeś się jak osika, bo bałeś się spaść. Ale zdjęcie wyszło zajebiście, więc możesz udawać, że to archetyp i „mistyka codzienności”. Niech ci będzie.

Wiesz, czego mi najbardziej brakowało w twojej historii? Moich głupich docinków. Ale z drugiej strony może dobrze, że ich nie dopisałeś, bo wtedy by się okazało, że to ja byłem narratorem. A przecież to twoja kronika, ale czy na pewno?

Ale jedno powiem poważnie: dobrze, że to napisałeś. Bo cała reszta, makaron bez soli, Jarocin, Giżycko, krzyże z wierzby i te nasze listy, to były tylko dekoracje. Prawdziwa historia jest taka, że byliśmy. I mieliśmy własny świat, którego nikt nam nie zabierze. A skoro już to opisałeś, to znaczy, że tak naprawdę nie zniknąłem.

Tylko że widzę jedno: napisałeś tylko kawałek. Gdzie my ci późniejsi? Gdzie opowieść o tym, jak staliśmy się biznesmenami? Jak nagle, z chłopaków od ognisk, zamieniliśmy się w gości, którzy budowali osiedla, stawiali bloki i robili to z rozmachem, jakbyśmy naprawdę mieli boską moc stwórcą, a przecież każdy z tych budynków był trochę naszym pomniczkiem. Zrobionym nie z marzeń nad mapą czy z parasolki w grochy, ale z betonu i stali. Kto by wtedy w Jeggerowie pomyślał, że będziemy stawiać bloki zamiast namiotów?

Ale dobra. Zostaw to na kolejny akt. Bo ta kronika, którą tu odwaliłeś, to dopiero akt pierwszy. A przecież mieliśmy jeszcze swoją drugą i trzecią część. I wiesz co? Chcę wierzyć, że ktoś kiedyś też je opisze, choćbyś znowu udawał, że to tylko twoja robota.

Cezary.