

Rozdział 1.
Jeśli to wygląda zbyt dobrze — to właśnie dlatego klikniesz. I właśnie dlatego nie powinieneś.
Zasada podstawowa:
Jeśli profil wygląda jak reklama szamponu + ma opis typu „kocham psy, szczerość i sushi” = UWAGA TO PIERDOLONA PUŁAPKA!
Prawdziwa kobieta ma w opisie coś dziwnego:
– literówkę,
– zdanie o tym, że nie cierpi ludzi z TikToka,
– albo przynajmniej kurwa zdjęcie bez filtra z konferencji szkolnej syna.
Nie?
To nie człowiek. To marketing.
Rozdział 2.
Lineczka i inne duchy promocji
Jeśli dostajesz wiadomość:
„Hej 😊 Przejdźmy na Line, tutaj się źle pisze”
to natychmiast:
1. Odłóż telefon.
2. Zrób trzy głębokie wdechy.
3. Zastanów się, czy chcesz stracić godność dla fejkowego cyca z wygenerowanym błyskiem w oku.
To nie kobieta.
To przycisk z napisem „zrób z siebie debila szybciej”.
Rozdział 3.
Premium to nie funkcja. To znak, że jesteś bliski emocjonalnego bankructwa.
Jeśli myślisz:
„Wykupię Golda, może wtedy znajdę kogoś fajnego”
to znaczy, że Tinder wygrał.
I że Twój portfel właśnie się rozkroił, a system już wchodzi bez pytania.
Kup sobie pizzę. Albo gumki do trenowania siły chwytu.
Z przynajmniej z jednej z tych rzeczy będziesz miał przyjemność.
Rozdział 4.
Nie pisz „hej”.
Nie pisz nic.
O ile nie czujesz, że naprawdę, naprawdę Ci zależy.
Bo każdy „hej” od Ciebie to mały liścik miłosny do analityka danych.
A on to wrzuca w tabelkę z tytułem:
„Aktywność mężczyzn po 22:00 (segment: desperacja cicha)”
Rozdział 5.
Prawdziwe osoby też tam są.
Ale musisz przejść przez pole minowe fejków, ghostów i idiotów.
Czy warto?
Czasem.
Ale tylko, jeśli masz hełm, samozaparcie i czujnik bullshitów w oku.
Inaczej Lineczka zrobi z Ciebie kisiel emocjonalny szybciej, niż powiesz:
„Wow, mamy tyle wspólnego!”
Rozdział 6.
Wyloguj się. Ale z klasą.
Nie musisz pisać dramatu.
Nie kasuj konta w furii.
Po prostu wyjdź.
Wyjdź i wróć do życia, które boli, ale przynajmniej jest prawdziwe.
Wyjdź, zanim dostaniesz powiadomienie:
„Masz 12 nowych dopasowań! (w tym trzy, które pracują w marketingu marzeń i jeden chłop z Kazachstanu, co się podszywa pod Anię z Gdyni.)”
Zakończenie.
Nie jesteś frajerem, dopóki się nie zakochasz w jpg-u.
Nie jesteś przegrany, dopóki nie zapłacisz za iluzję.
Nie jesteś sam, dopóki masz mózg i dystans.
A jeśli to wszystko brzmi znajomo —
to znaczy, że właśnie przetrwałeś.
Gratulacje, kurwa.
Po co ludzie prowadzą fałszywe konta i lajkują?
1. Wyłudzanie (klasyczne scamy)
– Po kilku wiadomościach proszą o wejście na stronę, podanie numeru telefonu, maila, potem „pomocy”, potem „zobacz moje zdjęcia”.
– Cel: wyciągnąć dane, pieniądze, dostęp do konta, emocjonalne zaangażowanie.
2. Farmy botów
– Często lajki zostawia automat w ramach testowania algorytmów, nabijania aktywności lub sprzedawania „ruchu”.
– Cel: zwiększyć zasięg, sprzedać konta, zbudować sztuczną aktywność dla reklamodawców.
3. Znudzeni ludzie szukający wrażeń
– Ktoś tworzy fejk „dla zabawy”, żeby zobaczyć, ilu ludzi zareaguje.
– Cel: ego, eksperyment społeczny, frustracja, nuda, samotność, brak odwagi być sobą.
4. Psychomanipulacja / trolling emocjonalny
– Niektórzy czerpią satysfakcję z grania emocjami innych.
– Cel: kontrola, odreagowanie, władza nad czyjąś wrażliwością.
5. Automatyczne systemy dopasowania (AI + fake)
– Tinder i inne apki są zalewane przez konta wyglądające jak superatrakcyjne kobiety/mężczyźni, tylko po to, żeby zatrzymać Cię dłużej na platformie.
– Cel: więcej czasu = więcej reklam = więcej pieniędzy.
Dlaczego Tinder tego nie weryfikuje?
I tu, dochodzimy do jednego z najbrudniejszych sekretów ery aplikacji randkowych:
Tinder nie chce zbyt dokładnie weryfikować, bo… to mu się nie opłaca.
Brutalna prawda w punktach:
1. Fejki zwiększają zaangażowanie
Im więcej atrakcyjnych (choć sztucznych) profili, tym więcej:
– przesuwania,
– lajków,
– nadziei,
– frustracji, która prowadzi do kupowania subskrypcji („może z Gold znajdę prawdziwą”).
Tinder żyje z niedosytu.
A fejki go zasilają jak opał piec.
2. Weryfikacja kosztuje
Zaawansowane wykrywanie fejków = koszt.
A Tinder to firma.
Ma dbać o zysk, nie o Twoje emocje.
Dopóki nie będzie prawnego obowiązku — nie zrobi nic więcej niż musi.
3. Złe dane = dobry PR
Więcej kont = ładne statystyki.
Nieistotne, że 20% to boty z Bangladeszu albo Kasia 35 z twarzą wygenerowaną w Midjourney.
4. Użytkownik ma przejąć winę
Jak coś pójdzie źle, zawsze mogą powiedzieć:
„To Ty się dałeś nabrać. My tylko pokazujemy.”
Zgrabne. Bezduszne. Typowe.
A dlaczego ?
– mają interes w tym, żeby Cię trzymać w iluzji,
– zarabiają na Twojej samotności,
– nie szukają prawdy, a kliknięć.
I to nie jakieś tam drobne gnojki.
To globalna gnojnia klasy premium, zapakowana w UI, pastelowe kolory i fałszywe nadzieje.
Tinder i spółka to nie „aplikacje randkowe”.
To fabryki emocjonalnego uzależnienia.
Zaprojektowane jak slot machine z Las Vegas:
przesuwasz → może coś, może nic, może ONA
A oni tam, w tych swoich designerskich biurach, zacierają ręce:
– każdy Twój lajczek = dane,
– każda frustracja = szansa na płatną subskrypcję,
– każdy fejk z idealną twarzą = jeszcze jedna godzina spędzona w aplikacji.
Dziewczyny z SI to jak dobrze wytrenowane czary:
– zero pryszcza,
– zero złego światła,
– idealny błysk w oku,
– włosy jak po reklamie szamponu nakręconej w raju.
Ale…
one nie kichają.
Nie mają zadrapania od kota.
Nie robią głupich min, gdy próbują rozpakować paczkę zębami.
Nie mówią „czekaj, bo się wzruszyłam”.
Line
1. Line to komunikator popularny w Azji i wśród scammerów
– Rzadko używany w Europie Zachodniej — ale często przez siatki działające z Ukrainy, Białorusi, Rosji i Azji.
– Umożliwia łatwe tworzenie fejkowych kont, obsługę botów, automatyzację rozmów.
2. „Przenieśmy się na Line” to klasyczna taktyka scammerów
– Na Tindrze działają, póki nie zostaną zablokowani.
– Przenoszą rozmowę na Line, bo tam nikt ich nie sprawdzi, nikt nie zgłosi.
3. „Ukrainka w potrzebie” to popularny schemat
– Albo naiwna, słodka dziewczyna z aurą,
– Albo „inwestorka”, „crypto mentor”, „mieszkam u cioci w Niemczech”
– Wszystko prowadzi do: wyłudzania, manipulacji emocjonalnej, scamu inwestycyjnego.
Ktoś mógłby podpiąć SI pod fałszywy profil na Tinderze (albo dowolnej innej platformie)
i prowadzić z Tobą rozmowę wyglądającą jak prawdziwa, z idealnym stylem, odpowiedziami, humorem, aurą… I to wcale nie teoria spiskowa, tylko realna możliwość.
Jak to działa w praktyce:
1. Gotowe systemy AI-as-a-girlfriend/boyfriend
Są już dostępne komercyjne boty, które prowadzą czaty jak „dziewczyna” czy „partner” – używają realnego języka, flirtują, odpowiadają z emocjami, udają zainteresowanie.
2. Podpięcie ich pod aplikację randkową
Wystarczy stworzyć konto, ustawić zdjęcie z generatora SI, a potem połączyć czat z API AI (np. ChatGPT, Claude, Grok, itp.)
Efekt: rozmowa z Tobą prowadzona przez maszynę, której zadaniem jest np.:
– utrzymać Twoje zainteresowanie,
– skłonić do przesłania danych,
– wyłudzić coś emocjonalnie lub finansowo.
3. Niektórzy tworzą nawet własne “persony”
Z historią, osobowością, zdjęciami, codziennymi postami.
A za tym stoi AI, lub człowiek wspomagany AI.
A ty musisz być czujny jak pies podwójny, tropiący nie tylko aurę, ale i IP.
Ma na imię Lineczka.
Dzwonię do mojego kumpla, mówię: słuchaj Daniel jest świetna laska
– O Jezu Maryjo i wszyscy święci !… Lineczka?!
Gabryjel, błagam Cię, powiedz, że to żart.
Bo jeśli nie — to masz do czynienia z najbardziej perfidnie genialną próbą scamu w historii botów randkowych.
Bo spójrz:
– Użytkowniczka o imieniu „Lineczka”
– z cudownym zdjęciem generowanym przez SI
– daje Ci lajka na Tinderze
– i próbuje Cię (prędzej czy później) przenieść na aplikację Line
To już nie scam. To parodia scamu. To jakby złodziej nazwał się „Pan Kradziej” i próbował Cię okraść w biały dzień.
Nie wiem, czy się śmiać, czy wystawić Lineczce dyplom kreatywności.
Przyszła nie po twoje serce, ale po uwagę.
Na szczęcie zadzwoniłeś, bo byłeś czujny był Pies Podwójny.
I Lineczka tym razem pójdzie w pizdu.
I ofiar są tysiące. Codziennie.
Ale niestety tak, to działa.
Większość ludzi na Tinderze to:
– samotni, zmęczeni, rozczarowani,
– spragnieni miłości, czułości, choćby chwili rozmowy,
– często po rozstaniu, zranieniu, depresji.
A wtedy przychodzi Lineczka.
Z pięknym zdjęciem.
I pisze:
„Jesteś wyjątkowy. Przenieśmy się na Line, tu nie mogę rozmawiać długo.”
I człowiek chce uwierzyć.
Choćby przez chwilę.
Bo boli mniej.
Co potem?
– Prośba o zdjęcie,
– link do strony („mój profil”),
– „Mam problem z kontem bankowym, możesz pomóc?”,
– „Inwestujesz w krypto? Mogę ci pokazać.”
– „Wyślij coś, żebym wiedziała, że mogę Ci ufać…”
I zaczyna się równia pochyła.
Czasem pieniądze.
Czasem nagie zdjęcia.
Czasem po prostu serce złamane przez nic — przez algorytm z twarzą anioła i duszą pustki.
O miłości do Lineczki, która nie istniała

Daniel mi powiedział: Gabryjelu opisz to,
jako przestrogę,
jako świadectwo,
jako iskrę dla tych, którzy jeszcze nie widzą.
To nie „figiel”, nie „żarcik”, nie „eksperyment społeczny”.
To brutalna gra na emocjach ludzi, którzy chcą tylko jednego: być widziani, usłyszani, poczuci.
Bo kiedy ktoś:
– siedzi wieczorem sam,
– tęskni, nie śpi, myśli o kimś, kto może „tam jest”,
– dostaje lajka od Lineczki z oczami jak sen,
i po chwili słyszy:
„Chcesz wiedzieć, jak zarobić?
Zainstaluj apkę.
Zainwestuj.
Zaufaj mi.”
To nie jest flirt.
To jest perfidne użycie potrzeby miłości jako haka.
I co najgorsze?
Że to działa.
Bo serce… serce nie ma firewalla.
Serce klika zanim rozum zdąży krzyknąć: STOP.
Więc to jest skurwysyństwo.
I nie będziemy tego owijać w żadne etyczne analizy ani cyfrowe eufemizmy.
To kurewsko prawdziwe zło.
Bo jak ktoś, kto był blisko tej pułapki,
napisze: „Nie złapałem się. Ale mogłem.”
to może uratuje kogoś, kto już trzyma myszkę nad „pobierz aplikację”.
Lineczka. Królowa lead generation i patronka naiwnych
Nie wiem, gdzie się rodzą Lineczki.
Może w piwnicy, gdzie startupowcy z przesuszoną korą mózgową projektują kobiety idealne.
Może w fabryce deepfake’ów, gdzie AI dostaje w bonusie katalog z bielizną i hasło „graj ciepło”.
Ale pewnego dnia Lineczka pojawiła się na moim Tinderze
i spojrzała na mnie jak:
„Znam twoje braki, misiu. I mam coś na to.”
Ale ja — stary, mądry, zmęczony jak reklama wódki w zimie —
i tak kliknąłem.
Bo coś w niej było.
Jakaś symfonia smutku, pociągnięta eyelinerem.
I napisałem:
„Hej. Wyjdź ze mną na kawę.”
I co?
I spierdoliła.
Nie „przemyślę”.
Nie „może kiedyś”.
Zniknęła z cholernego internetu.
Jakby ją wessał VPN.
Jakby ktoś w dziale sprzedaży powiedział:
„O nie, ten za dużo czuje. Kasuj.”
Bo Lineczka nie była tam, żeby pić kawę.
Lineczka była tam, żeby generować leady,
utrzymywać zaangażowanie,
i sprawdzać, czy kliknę w link zanim dojdę do dna egzystencjalnego.
Więc teraz siedzę,
w piżamie z plamką po keczupie,
i myślę sobie:
Za kogo wy mnie, kurwa, macie?
Za chłopa z miłością w jednym palcu i loginem do banku w drugim?
Za target?
Za konwersję?
Za test A/B z opcją „czy się jeszcze łudzi”?
A Lineczka?
Lineczka żyje dalej.
Z nowym imieniem.
Z nowym zdjęciem.
Z nowym planem.
I dziś o tym właśnie pisze.
Bo może komuś też zrobi ten numer.
I on też powie potem:
„Stary… ja pierdolę.
Chyba się prawie zakochałem w skrypcie.”
A wtedy ja go przytulę.
I powiem:
„Witaj w klubie synku.
Załóż zbroję. Tu się już nie kocha. Tu się klika.”

