Raport Gabriela:
Jak zostałem człowiekiem

Gniew

Nie pierwszy to raz ludzie wyprowadzili Boga z równowagi.  Historia stosunków bosko-ludzkich, obfitująca w tyle namiętności i burz, to jedno długie pasmo kłótni i pojednań. 

Bóg kocha ludzi; ci go zdradzają; karze ich; oni okazują skruchę; wybacza im; sławią jego Imię.
A potem, kierowani pychą i pragnieniem czegoś innego, znów zaczynają swoje. 

Bóg, w mądrości swojej snuł posępne rozmyślania o sprawiedliwości, a być może i o zemście.
Gdyż, jak wszystkim wiadomo, dobry i sprawiedliwy Bóg jest również Bogiem mściwym. 

Doszło do tego, że zaczęli go uważać za jakieś złudzenie, hipotezę roboczą, próżną fantazję, bez której równie dobrze można się obyć. Zepchnęli go w kąt. Wyrzucili za burtę. Obrócili przeciwko niemu tę wolność, którą mu zawdzięczali, i bez cienia wstydu rozprawiali o jego nieistnieniu i swoim własnym majestacie. 

Utrata Złudzeń

Miłość ma granice. Łuski opadły mu z oczu, było całkiem możliwe, że ludzie są źli. Okrutny to cios dla Boga. Ludzie byli ciałem jego ciała. Stworzył ich na wzór i podobieństwo swoje. Powołał ich na świat w akcie miłości. Hołubił ich. Bóg był Ojcem cierpliwym i dobrym. 

Myślał sobie, że jego życie byłoby lepsze bez ludzi. Dał im wszystko. Przede wszystkim życie. A teraz sam sobie zadawał pytanie, czy słusznie zrobił, dobywając ich z niebytu.

Zawezwał do siebie Gabriela.

Wywiadowca Wszechmogącego Gabriel był uroczy. Ze świecą by szukać lepszego od niego. Był przystojny. Wszystko wiedział. Czuł bojaźń przed Bogiem i kroczył jego śladem.  Na najwyższym szczeblu administracji wszechświata i wieczności służył sprawiedliwości i prawdzie. 

Obca mu była wszelka próżność i nikczemność. Był aniołem. A nawet archaniołem. I Bóg ukochał go spośród wszystkich.  Lista jego funkcji budziła zazdrość jego współbraci. Zaprzyjaźnieni z nim Michał i Rafał darzyli go przywiązaniem i podziwem.  Łączył w sobie odwagę z wiernością. 

Lucyfer: Ten Drugi Ulubieniec

Wszechmogący trochę zbyt późno przejrzał na oczy. Powróciwszy do łask, Gabriel pokierował tajnymi służbami i misjami specjalnymi z zatrważającą skutecznością. Często mówi się, skądinąd słusznie, że Bóg jest wszechwiedzący. Bóg wie wszystko o wszystkim właśnie dzięki Gabrielowi, który zasłużył sobie wśród tronów i władztw na przydomek Gabi 007

Gabriel 007

To Gabriel, ten Hermes nieskończoności, ten Fouche prostoduszności i miłosierdzia, ten Canaris wieczności, ten James Bond na służbie Boga wspomagany przez zastępy cherubinów, odegrał decydującą rolę w zwycięstwie – relatywnym zwycięstwie, gdyż jak wszystkim wiadomo wojna zakończyła się polubownym pokojem – sił dobra nad siłami zła. Poufna misja 

Po wojnie w ciągu wieków Bóg nabrał zwyczaju zlecania Gabrielowi różnych delikatnych poruczeń i poufnych misji. Archanioł Gabriel, tajny agent boży, wywiązywał się z nich jak należy, ku zadowoleniu zarówno swego Pana i Władcy, jak ziemskich znajomych i niebawem na ziemi i w niebie osobę posłańca Najwyższego zaczęła opromieniać złota legenda. 

Zwiastun Wszechczasów

To on, w imieniu Pana Światów, Najmiłościwszego, przekazał Abrahamowi, nieznanemu emigrantowi z Ur, ojcu trzech religii Boga jedynego i Księgi, Czarny Kamień z Kaaby. 

To jego Bóg posłał do Daniela – tego od jaskini lwów, rozpalonego pieca i trzech złowieszczych słów: mane, tekel, fares, skreślonych tajemniczą ręką na murach pałacu Nabuchodonozora podczas uczty Baltazara – by mu obwieścił, że po wszystkich dopustach i okropnościach wygnania do Babilonu nadejdzie zbawiciel: „Dowiesz się ode mnie, co nastąpi, gdy wygaśnie cholera, albowiem czas końca nieszczęścia został już wyznaczony”. 

To również jemu zlecono zaniesienie posłannictwa sędziwemu kapłanowi imieniem Zachariasz ze świątyni w Jerozolimie. Zachariasz palił akurat kadzidło przed rozmodlonym tłumem w świątyni Pana, kiedy nagle po prawej stronie ołtarza ujrzał porażającej piękności zjawę w bieli. Na jej widok przeżył wstrząs i ze strachu upuścił u jej stóp kadzielnicę.

– Nie lękaj się, Zachariaszu – odezwała się promienna zjawa. – Stoję przed Bogiem, panem przyszłości. Przysłano mnie, bym z tobą pomówił i obwieścił ci dobrą nowinę. I Gabriel powiadomił oszołomionego Zachariasza, że jego żona Elisabeth, która była już leciwa i nigdy nie dała mu potomka, porodzi syna. 

Jego syn, tajemnica dusz i losów, odziany w wielbłądzią skórę, z biodrami opasanymi skórzanym rzemieniem, żywiąc się szarańczą i dzikim miodem, wyrównywać będzie ścieżki Najwyższego, ochrzci Zbawiciela w wodach Jordanu i po wsze czasy uwieczni swoje imię jako Jan Chrzciciel. 

Zaledwie sześć miesięcy po obwieszczeniu tej nowiny Zachariaszowi Gabriel, który dopiero co wrócił do siebie w zaświaty, znów został posłany przez Boga do galilejskiego miasta Nazaret, do młodej dziewczyny zaręczonej z mężczyzną z rodu Dawidowego, imieniem Józef, wykonującym zawód cieśli. 

Dziewczyna miała na imię Maria, a jej matka, z którą mieszkała Anna. Gabriel bez pukania i dość bezceremonialnie wtargnął do jej domu i powiedział:
Zdrowaś Mario, łaskiś pełna. Pan z tobą.

Na Marii, tak samo jak na Danielu i Zachariaszu, uroda Gabriela wywarła wielkie wrażenie. Zrobiła ruch, jakby się miała cofnąć.
– Nie lękaj się – powiedział Gabriel. I oddawszy jej pokłon, od razu, bez zbędnych wstępów przystąpił do rzeczy: – Będziesz brzemienna i urodzisz syna, który zapanuje nad światem. 

Jakże to? – zdumiała się Maria, która nim zaznała niedoli, była dziewczyną wesołą i spontaniczną i wiedziała co nieco o życiu. – Przecież nigdy nie obcowałam z mężczyzną. Jestem dziewicą. 

Na co Gabriel odrzekł: 
– Odwiedzi cię Duch Święty i padnie na ciebie cień Wszechmogącego. Dlatego dziecko, które wydasz na świat, nazywać się będzie Synem Bożym. Gdyż dla władzy Ducha nie ma rzeczy niemożliwych. 

– Jestem służebnicą pańską , rzekła Maria i teraz ona pochyliła głowę gestem nieodparcie uroczym i po wsze czasy nieśmiertelnym.  – Niech się stanie słowo twoje.

Udręka Boga

Bóg w dobroci swej okazał zadowolenie i od tej pory zaczął darzyć swojego agenta do zadań specjalnych jeszcze większą życzliwością i wdzięcznością.

Mam dosyć ludzi ! oświadczył Bóg.

Dlaczego? – zapytał Gabriel. 

Jak to, dlaczego? – zagrzmiał Bóg. Bo świat ich bawi i wolą go od Boga. Bo podoba im się zło i wolą je od dobra. Ludzie zapominają o mnie, zaślepia ich pycha. A że uczyniłem ich wolnymi i potężnymi, w obłędzie swoim wyobrażają sobie, że potrafią się beze mnie obyć. 

Jeśli chcesz ich ukarać – odezwał się Gabriel – wystarczy, jeśli zostawisz im wolną rękę. Obaj wiemy, że to całkiem do nich podobne, żeby się sami wykończyli.

Ostatnia Misja Gabriela

– Gabrielu – przemówił Bóg ludzie są mniej niż niczym. Są prochem i pyłem. Mgnieniem nieskończoności. I są więcej niż wszystkim. – Nie wydam na nich wyroku, dopóki ich nie wysłucham. Ty zaś jesteś ich najlepszym adwokatem. Opowiesz mi o nich. Zstąp raz jeszcze między ludzi. Przyjrzyj się, jak postępują. A potem wróć do mnie z gotowym raportem pod pachą.

– Postaraj się, żeby to była piękna bajka do opowiadania nad brzegami czasu i wieczności. Stań się człowiekiem między ludźmi. Zgłęb ich lędźwie i serca. Zważ ich lekkomyślną duszę. A potem powiesz mi, czy rację miałem wtedy, gdy stworzyłem świat, czy też wtedy, gdy chciałem go unicestwić; gdyż obawiam się, że w tym czy innym momencie mogłem się pomylić.

– Tak, Panie – zawołał anioł rozpościerając skrzydła i spuszczając głowę, – jestem twoim sługą, zejdę między nich na Ziemię i w tajemnicy mojego serca powiem ci, ile są warci. Opuszczę dom Ojca mego, wyruszę o świcie…

No proszę! – zauważył Bóg z uśmiechem – już zaczynasz przemawiać językiem ziemian. Obawiam się, że trochę za wcześnie. W wieczności świt nie istnieje. Nie istnieje też i w czasie widzianym z zewnątrz: nad Ziemią nie ma świtu. Lub jest on wszędzie – i nigdzie.

– Wiem, Panie powiedział Gabriel. – Ale czuję się już tak, jakbym był człowiekiem. Zanikają mi skrzydła, ogarnia mnie próżność, zaczynam odczuwać potrzebę mówienia; nie jestem już samym tylko spojrzeniem, odczuciem, świadomością; zaczynam uważać się za pępek świata. Jeszcze trochę i stanę się taki jak oni, pyszny i zły, i zwątpię w Pana mojego i Boga.

Gabriel skłonił się przed Wiekuistym, i odfrunął do ludzi.


Ale to był Gabriel.
Ja zaś, jestem Gabryjel. Nie archanioł. Nie agent 007. Tylko zwykły podrzędny anioł, który stara się zrozumieć, naśladować, a czasem tylko nie zawieść tego, którego śladami idzie. Piszę ten raport nie z nieba, lecz z górskiej przełęczy, gdzie jeszcze nie odwołano sensu. Z piórem, duszą i pokusą, żeby napisać coś, co jeszcze powstrzyma Boga przed wycofaniem się z tej afery, a może wręcz przeciwnie.

Nota autorska:

Tekst ten wyrasta z niezwykłego dzieła Jeana d’Ormessona pt. „Rapport sur Dieu”, znanego w Polsce jako „Raport Gabriela”. Treść jest świadomą adaptacją oryginału, z wdzięczności i próby dopisania dalszego ciągu.

D’Ormesson otworzył drzwi. Ja przez nie wszedłem.
Gabryjel